Rob Bandit – Achtung Magnus! Rok: 2020 Wydawnictwo: Małe Nakłady Stron 290 Special: plakat 530 x 300 mm
Byłem zaskoczony ukazaniem się tego tytułu, bo przynajmniej jak dla mnie była to niespodzianka. Książka teoretycznie dotyczy zespołu Magnus, lecz tak w rzeczywistości obejmuje znacznie szerszy obszar, jest bardziej autobiografią Roba Bandita, charakterystycznego wokalisty tegoż zespołu niż tylko historią działalności wspomnianego zespołu. Magnus jest oczywiście najważniejszy, ale poza tym poznajemy dość dokładną i dość osobistą historię życia Roba, a także jego wszystkich muzycznych wcieleń, od rzeczonego Magnusa, przez późniejsze, nazwijmy to eksperymenty pod szyldem Pseudo Artysta, Kilersi, aż po solowy album pod szyldem Rob Bandit. Wszystkie wydarzenia w książce są opisywane w kolejności chronologicznej, od urodzin, przez dzieciństwo, początki fascynacji metalem, dołączenie do zespołu, perypetie z poszczególnymi wydawnictwami, koncertami itd. Rob pisze o sobie w prosty, czasami nieco siermiężny sposób i jak wspomniałem bardzo osobiście. Poza osobistymi refleksjami są także wyraźne nawiązania do epoki, czyli wydarzeń politycznych i społecznych rozgrywających się w tym samym okresie czasu.. Okres buntu dorastania czy wreszcie szczytowy okres działalności jako Magnus jest osadzony z nawiązaniem do realiów epoki, schyłku PRL i początku lat 90-tych, ,braku wszystkiego czego potrzebowali muzycy, ale też prozaicznych spraw jak brak telefonów i trudności komunikacyjne z tym związane. Oczywiście wówczas nikt nie postrzegał tego jako trudność, taka byłą rzeczywistość, ludzie i tak sobie radzili umawiając się na koncerty na drugim końcu Polski poprzez odpowiednio wcześnie napisane listy. Osoby mające cyfrę „6” lub „7” jako pierwszą w PESELU znają to z autopsji, wszyscy młodsi mogą sobe to uzmysłowić w takich właśnie pozycjach jak Achtung-Magnus. Czy książka mi się podobała? I tak i nie. Tak, pod względem ilości zgromadzonych informacji i dość dużej ilości nie znanych mi dotychczas grafik, zdjęć czy plakatów koncertowych. Nie, bo sposób ich podania jest zbyt oszczędny – całość sprawia wrażenie niedopracowania, czasami wygląda bardziej jak konspekt, który autor sobie przygotował żeby nic nie pominąć i później rozwinąć. Są rozdziały na stronę lub nawet pół, gdzie jest zapisana jakaś myśl autora, dalej nie rozwijana, ani nawet nie kontynuowana. Momentami trochę pamiętnikowo to wygląda. Dla mnie jako archiwisty najgorsze jest nie przywiązywanie przez autora większej uwagi do dat czy bardziej dokładnych okoliczności poszczególnych wydarzeń, na przykład koncertów czy festiwali. Pisze po prostu że nie pamięta lub zupełnie ignoruje niektóre fakty A szkoda, bo historia dużo na tym traci – przecież można było, niejako przy okazji, podrążyć temat, dotrzeć do materiałów lub uczestników poszczególnych wydarzeń i temat dopracować! Podsumowując, książka warta uwagi i przeczytania. Sam pomysł na jej formę dość karkołomny, ale z drugiej strony autor zaprezentował swoje wspomnienia w rozbrajający, szczery sposób, wyszło to bardzo naturalnie, bez puszenia się i pozowania by dopasować się do kogoś lub czegoś, ale cóż, autor już na wstępie rozbrajająco stwierdza że nie umie i nie umiał pisać. Jak nie kochać Magnus?